Dzieciństwo wcale nie musi być najlepszym okresem w życiu. Nie musi, bo dobre, beztroskie dzieciństwo wśród kochających ludzi może sprawić, że całe nasze życie takie będzie. Szczęśliwe.
To co wynosimy z domu to nie tylko tradycje, wierzenia czy sposób w jaki składamy pranie. To czego uczymy się jako dzieci to miłość do siebie i innych, rozumienie i bycie rozumianym, możliwość bycia wesołym i smutnym, czyste serce.
rodzicem zostaje się na całe życie
I choć rola rodzica jako wychowawcy czy opiekuna kończy się, to nasze dziecko, które staje się dorosłym, żyje dalej. I będzie żyło tak jak je do tego życia przygotowaliśmy. Wykorzysta to, co od nas dostało. Od nas, rodziców. I oczywiście, każdy ma własną wolną wolę, sam podejmuje decyzje, dokonuje wyborów. Ale. U podstaw tego leży wszystko to co my, rodzice, przekazaliśmy człowiekowi, kiedy był pod naszymi skrzydłami. Wszystkie dobre i złe rzeczy. I nie piszę tego po to byśmy zaczęli katować się każdym zdaniem wypowiedzianym w gniewie, podniesionym głosem, utratą cierpliwości czy najzwyklejszym zmęczeniem. Piszę to, bo te wszystkie rzeczy, którymi zajmujemy się na co dzień, tak naprawdę są o kant dupy rozbić. Cokolwiek wybierzemy – jednorazowe pieluchy czy pranie kupy, mleko modyfikowane czy karmienie piersią, bajki i słodycze czy spacery i puzzle – to ostatecznie nie ma najmniejszego znaczenia. Bo kiedy przyjdzie żyć – trzeba wiedzieć jak. I to my rodzice, mamy dziecku pokazać jakie życie jest dobre, jakie wartości najlepsze i wszystko to co sprawi, że o szacunek nigdy nie będzie upominało się siłą.
niektóre historie nie powinny się powtarzać
Boli mnie kiedy widzę, jak często bezmyślnie powtarzamy wzorce zachowań, które sami wynieśliśmy z domu. I te argumenty o klapsach, które sprawiły, że przecież dzięki temu szanowaliśmy rodziców, że kiedyś nikt się nad dziećmi tak nie roztrząsał a żyjemy, że dzieci i ryby głosu nie mają. Że przecież mamy się dobrze i wyrośliśmy na normalnych ludzi. Czyżby? Ja wiem, że to sposób na usprawiedliwienie nie zawsze dobrych wspomnień, próba przejścia do porządku dziennego nad tym co próbujemy przepracować i zostawić za sobą. Ale. Nie róbmy tego kosztem własnych dzieci.
Ja dla swoich dzieci tego nie chcę. Ja mogę nie myć okien, nie prasować pościeli, ja mogę olać pielenie grządek. Ale. Dzieci, ich uczuć, ich życia, nie oleję nigdy. Nie ma nic ważniejszego. I nie chodzi o to by zaniedbać siebie, absolutnie. Dbam o siebie bo dzięki temu moje dzieci też kiedyś nie zaczną się zaniedbywać na rzecz innych. Nie da się dbać o innych zaniedbując siebie. Poza tym, ja dla siebie też jestem ważna. Ale. Nie ma takiej fizycznej rzeczy na świecie, której zrobienie byłoby ważniejsze od bycia. Bycia z dziećmi, dla dzieci, obok dzieci.
Nadal łamię stereotypy, choć wcale nie chcę.Chcę by to o czym piszę było oczywiste. Chcę by każde dziecko miało w swoich rodzicach przyjaciela, ale nie było jego powiernikiem. To dziecko powinno mieć powiernika w rodzicach. Chcę żeby każdy rodzic był murem – stał za dzieckiem kiedy trzeba, bronił kiedy trzeba, przywoływał do porządku kiedy trzeba i dodawał skrzydeł kiedy trzeba. I żeby mu zależało. Chciałabym żeby mu się chciało niezależnie od fizycznego zmęczenia, żeby chciał być. Żeby kochał, żeby lubił, żeby był.
Co jest najważniejsze dla Ciebie? Czego chcesz dla swoich dzieci, co chciałabyś im przekazać?