Właśnie się dowiedziałam, że książka, którą postanowiłam Wam zrecenzować, nie jest pierwszą, którą napisała Grażyna Jagielska. Ona – dziennikarka, podróżniczka i pisarka, jej mąż – korespondent wojenny, również pisarz.
To dla niego, przez niego, dzięki niemu? Tylko autorka może sobie na to pytanie odpowiedzieć. Mam wielką nadzieję, że na to i wiele innych pytań znalazła odpowiedź. Ta książka, jak i poprzednia, którą na pewno zaliczę, mam wrażenie jest formą kontynuowania terapii, którą autorka rozpoczęła w szpitalu psychiatrycznym. Spędziła tam pół roku.
„Anioły jedzą trzy razy dziennie. 147 dni w psychiatryku” to opowieść o pobycie na oddziale kliniki stresu bojowego. Poznajemy w niej historię również innych pacjentów – weteranów wojen w Iraku czy Afganistanie. Możemy dowiedzieć się, że autorce towarzyszyły tam inne kobiety – młodsze, starsze, ambitne. Podobne?
To bardzo intymna opowieść, od początku dozująca emocje i ciekawość, od początku trzymająca w napięciu. Ale to napięcie jest takie podskórne, trochę to zażenowanie, trochę współczucie, a częściowo po prostu cieszysz się, że nie ty tam siedzisz. Gorzkie to i piękne zarazem.
Umiejętnie poprowadzone zostały przedstawienia różnych bohaterów, ich relacje przeplatają się, oddziałują na siebie wzajemnie. Każdy jest tam z jakiegoś powodu, Choć znalazł się tam dla siebie. Jednak ostatecznie nawet będąc aspołecznym wywierają na sobie różne postawy i reakcje. Każdy tu jest po coś.
To nie powieść sensacyjna, to też nie jest dziennik. To opowieść, mam wrażenie, napisana jednym tchem, jakby autorka wypluwała na papier myśli by jak najszybciej pozbyć się ich z głowy. To oddaje atmosferę tego miejsca. To sprawia, że jednym tchem ją przeczytałam. Brawa za dotknięcie tabu, brawa za pokazanie, jak niewiele brakuje osobom z zewnątrz by do tego tabu należeć. Że granica jest cieńsza niż nam wszystkim się wydaje. Że…
…bohaterowie książki są tylko ludźmi. Nie słabymi, ale czasem bezbronnymi. Nie zdrowymi, ale zagubionymi, myślącymi lub mówiącymi w języku niezrozumiałym dla uszu. Ale nie dlatego, że jest to inny język. Dlatego, że uszy udają, że nie słyszą.
Bestseller to może nie będzie, ale czytałam z myślą, że chcę więcej i więcej. Chcę poznać historię tych ludzi, przyczyny ich pobytu w tym miejscu, tajemnice jakie skrywają. Niby takie mroczne, nie nasze, zamknięte za wielkim murem, a jednak dziwnie i przerażająco ludzkie. Autorka przybliża czytelnikowi codzienność pacjentów, ich rozkład dnia a nawet sposoby terapii i trudy na drodze do ozdrowienia, jeśli w ogóle takie jest możliwe. Poznajemy różne etapy przejściowe tego zamkniętego miejsca. Poznajemy myśli i tok rozumowania osób w nim zamkniętych. Ale co uderza? Czytelnik nie zagłębia się w zakamarki umysłu poszczególnych pacjentów, ale systematycznie poznaje pewne zachowania, które dotąd były jedynie symbolem obłędu. Nagle staje się jasne co z czego wynika. I łapiesz się za serce. Współczujesz, choć dobro miesza się ze złem, śmierć z życiem a egoizm z bezinteresownością. Małymi krokami w wielki świat. Razem a jednak osobno. Gniew i strach. Anioły i demony.
A jak nie dowiem się co spotkało Panią Stasię to prędzej czy później trafię na jej łóżko.
Polecam, ja miałam gęsią skórkę.
„Anioły jedzą trzy razy dziennie. 147 dni w psychiatryku”
Grażyna Jagielska
Wyd. Znak, Kraków 2014
Do kupienia TUTAJ
Moja ocena w mynionkach to