Sam styl wychowania to nie wszystko. Można wybrać jedną konkretną drogę, którą chce się pójść jako rodzic, można wymieszać style i wziąć z każdego coś dobrego dla całej rodziny. Można też wychowywać dziecko kierując się wyłącznie własną intuicją. I cokolwiek się wybierze będzie ok. Ale. Są takie kwestie, które dotyczą wszystkich rodziców i wszystkich dzieci. Takie, z którymi absolutnie nie chcę lub nie mogę się zgodzić. Jakie? Przeczytaj poniżej.
daj spokój, to tylko dziecko. I tak nic nie zapamięta/po co się tak starać
Im bliżej wakacji, tym częściej słyszę to zdanie. Że nie warto wyjeżdżać, ponosić koszty, że dziecko i tak nic nie zapamięta, nic nie wniesie w jego życie taka wyprawa. Po pierwsze nie “tylko dziecko”, po drugie człowieka kształtują właśnie pierwsze lata jego życia i pewnie większości nie zapamięta (w sensie sytuacji czy faktów), ale zapamięta chęć poznawania, pasję odkrywania, otwartość na to co nowe i nieznane i wiele innych. Zapamięta emocje i uczucia. Zapamięta, że rodzice choć ciężko pracują, potrafią się bawić i relaksować, że czerpią z życia, doświadczają. Nie bez powodu mówi się, że podróże kształcą. Jestem pewna, że również najmłodszych.
Podobne zdanie zdarza mi się słyszeć odnośnie starania się w ogóle. Na przykład kiedy czytam maluszkowi lub opowiadam o świecie słyszę, że po co się tak starać. Nie zapamięta, i tak nic nie rozumie. Szczytem jest stwierdzenie, że lepiej zrobiłabym gdybym kilkumiesięcznemu szkrabowi włączyła tv. Smutne to. Jak sądzisz?
raz nie zaszkodzi
U nas rzecz tyczy się głównie jedzenia. Ami ma refluks żołądkowo-przełykowy w dość zaawansowanej postaci. Dieta, leki i ogólny styl życia to podstawa, aby choroba nie rozwinęła się do postaci operacyjnej. Co najmniej. I tutaj zaczynają się schody, bo o ile mamy w domu coś takiego jak słodyczowa sobota (pieczemy razem albo wcinamy słodycze, które również są dostosowane do choroby) zdarza się, że słyszę, że raz nie zaszkodzi, daj jej to co chce, przecież to dziecko więc musi jeść słodycze (czytaj: chemię bez ograniczeń). I teraz. Mało kto z tych osób wie, że to “raz nie zawsze” zdarza mi się słyszeć czasem codziennie, nawet po kilka razy. Jeśli na prawdę miałabym się kierować tymi “dobrymi radami” moje dziecko nie wyrobiłoby ze zdrowiem. I nikt, absolutnie nikt, nie towarzyszy nam w trakcie wizyt szpitalnych, badań, nikt nie opłaca leków, nikt nie trzyma za rękę kiedy dziecko leży na podłodze i skarży się na ból.
a moje coś tam i żyje
Kontrargument dobry na wszystko. Nie lubię go. Po prostu. Jest dość powierzchowny, zakłada, że świat kończy się na 1 osobie i że wszystkie prawa natury podlegają tejże właśnie. Najbardziej wbił mi się w pamięć ten tekst, kiedy opowiadałam w towarzystwie, jaki tytuł nosi moja praca dyplomowa, a była o FAS. Wiele osób prosiło o rozwinięcie (było to wieki temu) na co usłyszałam od wtedy już mamy dorosłych dziewczyn, że ona piła, a córkom nic nie jest. One też będą pić w ciąży, bo ciąża to nie choroba.
tylko kawałek (trasy), nic się nie stanie
Rzecz się tyczy podróżowania samochodem. Czy to bez pasów, fotelika, w kurtce czy bliżej nie określonym poddupniku. Nieważne. Wiele argumentów jakie do mnie docierają bazują na tym, że podróż krótka, tylko do sklepu. Ale. To właśnie największy odsetek wypadków zdarza się w obrębie 10 km od domu. Także ten. (Podrzućcie odpowiednie statystyki jeśli znacie, bo swoje zawieruszyłam).
Jakie jeszcze znacie teksty? Powszechne i uniwersalne, ale jednak oderwane od rzeczywistości. Albo takie z którymi absolutnie nie możecie się zgodzić?