Przy drugim dziecku jakby wszystko odpuściło. Albo wszyscy. Czasem mam wrażenie, że posiadanie “tylko” jednego dziecka w oczach wielu nie czyni z kobiety matki. Bo co to za problem mieć jedno dziecko? Dwójka to dopiero! A więcej dzieci czyni kobietę świętą. Co najmniej.
Ale. Tak sobie myślę, że faktycznie ja też wyluzowałam. Mniej presji bo i mniej czasu. I jakoś podejście moje do wszechwiedzących innych jakby się rozproszyło. Są jednak takie teksty, które, choć już teraz bardziej przyprawiają mnie o uśmiech, potrafią zirytować. Bo podważają moje kompetencje. Bo dają mi do zrozumienia, że robię źle. Ale inaczej nie znaczy źle. Inaczej to inaczej. Choć kiedy ktoś próbuje namówić moje dziecko na Monte bo opluła się jogurtem naturalnym, to jednak podnosi mi się ciśnienie i faktycznie czasem bywa, że inaczej, znaczy lepiej.
Znasz to? Koniecznie w komentarzach podziel się jakąś perełką! 🙂
A teraz:
- daj jej normalne jedzenie (normalne oznacza mięcho z grilla dla niespełna roczniaka, danonka i inne cuda)
- może jest głodna. Takie duże dziecko nie naje się wodą z cycka
- przecież to czekolada jogurtowa. Jogurtu dziecku nie dasz?
- jajko niespodzianka? przecież w telewizji mówili, że to dobre dla dzieci
- no ile można wody samej pić?
- musi poznać smaki, daj jej czekoladę
- posól więcej, przecież to smaku nie ma
- dlaczego karzesz dziecko i dajesz same warzywa?
- biedne dziecko, mamusia nie nakarmiła
- jestem u siebie to mogę jeść cukierki. A widzisz, dziecko też chce…
- no zobacz jak patrzy, pewnie chce się napić. Spragnione dziecko, trochę coli nie zaszkodzi
Myślisz, że przejaskrawiam? Bynajmniej.
no dlaczego?
Dlaczego tak się dzieje, że dopiero kiedy wyszedł u Ami refluks, niektórzy poszli po rozum do głowy i przestali dawać syf? Dlaczego nie dało się wcześniej? I czy dopiero stan zdrowia, kiedy zagraża dziecku operacja jest momentem, by zastanowić się nad sposobem odżywiania? A coś takiego jak profilaktyka? Mam wrażenie, że to słowo abstrakcja.
zobacz tutaj 👉 Refluks u dziecka
pss
Czytałam kiedyś o kobiecie, która piekła tort na chrzest kilkumiesięcznej córki ze spirytusem, bo w ten sposób chroniła dziecko przed karmieniem go kremami i lukrem przez ciocie i babcie. Serio? Czyli matka może zmieniać pieluchy, grzebać się w syfie, nie mieć czasu na prysznic, ale jak przychodzi do decydowania o dziecku to już nie ma nic do powiedzenia?
o co chodzi?
I tu nie chodzi o to, że raz nie zaszkodzi, że nic się nie stanie. Nie. Nawet jeśli matka w czyichś oczach przesadza, ale nie narusza to w żadnym stopniu dobra dziecka, wara.
zobacz tutaj 👉 Dzieci-śmieci?
Szacunek. Szacunek do drugiego człowieka. Akceptowanie postaw innych niż własna. To jedno. Ale skąd to usilne przekonanie, że jedynie cukier daje szczęście (pal licho zdrowie), że warzywa z założenie dziecku nie podejdą, że raz nie zawsze (czyli co najmniej raz dziennie) nie zaszkodzi? Skąd ta irytująca pewność siebie, że nauka nie ma nic do gadania? Że reklamy owszem, promują to, co dla maluchów dobre. A akcje społeczne o otyłości to pokłosie łapówkarstwa. I wreszcie. Skąd przekonanie, że matka (tak, matka) chce dla własnego dziecka źle? Tak źle, że trzeba ją poprawiać, upominać i strofować?
luzik
Nie kończymy nerwami 🙂 obracamy wszystko w głupi żart i piszemy w komentarzach inne, irytujące i wprawiające w osłupienie teksty, które szczęśliwie udaje się puścić w niepamięć. Wkrótce 😅