Nie oszukuję siebie i innych. Przecież większość z nas doskonale rozumie, jak ogromny wpływ na człowieka ma jedzenie, to co je, jak, kiedy. Jedzenie ma znaczenie dla naszego zdrowia w ogóle, samopoczucia, zachowania, wyglądu. Dlaczego zatem tak wielu osób chce uszczęśliwić samych siebie dając mojemu dziecku śmieci?
Pamiętam z czasów swojego dzieciństwa jak niektórzy dorośli w żartach powtarzali dzieci – śmieci. Hmm, to dlatego teraz niektórzy uważają, że możemy dawać dzieciom śmieciowe jedzenie? Bo nie znam logicznego wytłumaczenia.
Czy zastanawiłaś się czasem nad tym jak wyrodni i źli muszą być rodzice lub opiekunowie, którzy głodzą swoje dzieci? Dla mnie głodzenie dziecka to taki sam czyn jak karmienie dziecka na siłę, przemocą, w nadmiarze, źle i niezdrowo. Przesadzam? Ależ skąd! Przecież te czynności również prowadzą do utraty zdrowia a nawet życia.
Często jednak prowadzą do utraty długiego, szczęśliwego życia. Ale dostrzegą to tylko Ci, którzy zdają sobie sprawę, że dziecko wychowujemy by przygotować je na całe życie, że wszystko ma dla niego konsekwencje. A to, że nasza władza rodzicielska kończy się formalnie i przestajemy za dziecko odpowiadać nie oznacza, że nie jesteśmy winni jego stanu zdrowia w dorosłym życiu. Pewne choroby czy złe nawyki mają podłoże w dzieciństwie, my za nie odpowiadamy choć nasze dzieci dawno już nie są dziećmi.
Dlaczego ktoś daje mojemu dziecku niezdrowe jedzenie?
Zauważyłam, że ludzie dzielą się przede wszystkim na tych, którzy szanują i poważają moje zdanie i decyzje i na tych, którzy mają mnie za półgłówka i w kwestii wychowania mojego dziecka oczywiście wiedzą lepiej. Tak z grubsza. Nie będę teraz rozpisywać się, jakie konsekwencje ma dla całej rodziny i dla poszczególnych jej członków brak poszanowania decyzyjności, opinii. Skupię się na tym dlaczego tak jest w odniesieniu do karmienia dzieci.
Mając ponad dwuletnią córkę stwierdzam, że większość ludzi którzy, nawet doskonale znając moje zdanie i sposób karmienia Ami, a którzy częstują ją śmieciowym jedzeniem, robi to tylko i wyłącznie z czysto egoistycznych pobudek. To ich argumenty:
- Przecież w reklamie mówią, że to jest dla dzieci a skoro dla dzieci to nie może być złe
- Raz nie zawsze. Nikomu jednak nie przyjdzie do głowy, że takiego argumentu używa tak wiele osób, że jak kiedyś liczyłam to raz nie zawsze, w tygodniu było z 8 razy…
- Dziecko jest biedne/nieszczęśliwe. Ktoś kto używa takiego argumentu ewidentnie bazuje jedynie na swoich odczuciach, które oznaczają, że tylko niezdrowe jedzenie może uszczęśliwić (narkotyk?), że jedzenie w ogóle uszczęśliwia. Jeśli jednak się wysilić i głębiej zastanowić, można by dojść do wniosku, że jeśli dziecko nie zna czegoś to nie tęskni do tego. Nie chcę uczyć dziecko, że jedzenie daje szczęście. Dobre jedzenie jest cudowne, ja kocham jeść, ale jem żeby być zdrową i żyć a nie odwrotnie. Nie chcę by zajadała złe emocje.
- Jak można jeść wszystko na parze? Cenię sobie różnorodność w kuchni i uważam, że najważniejszy jest umiar, różnorodność.
- Zdrowe jedzenie jest drogie. W ogóle jedzenie w porównaniu do średniej krajowej jaką można wyciągnąć w Polsce jest drogie. Ale najdroższe są fast foody, i mocno przetworzone pseudo słodycze, słone przekąski i gazowane napoje. Drogie są też produkty pochodzące z certyfikowanych upraw itp. Nie trzeba jednak bazować jedynie lub w ogóle na takich produktach. Brak certyfikatu nie oznacza gorszej jakości na przykład warzyw.
- >Wyrośnie z tego. Nie wyrośnie. Nawet jeśli na chwilę dziecko wyda się szczuplejsze, bo w krótkim czasie urosło wzwyż, to nawyk i predyspozycje do otyłości zostają.
- Ona jest głodna. Tak na prawdę po takim tekście powinnam się obrazić, bo sugeruje (podobnie zresztą jak poprzednie), że zaniedbuję dziecko. Zazwyczaj jednak nie muszę tego robić bo Ami, jak zawsze w odpowiednim momencie, siarczyście beka…
- Przecież ona tego chce! No jasne, że chce. Ja też chcę. I każdy z nas chce. A teraz pomyśl, że dziecko chce wszystko, nie odróżnia co dla niego dobre a co złe. Czy na tym polega wychowanie by dawać dziecku wszystko czego chce?
- Przecież jest zdrowa. Skutki złego odżywiania, nadmiernego czy niedostatecznego nie są widoczne natychmiast. Niektóre aktywują się dopiero w życiu dorosłym. Jednak wtedy często jest już za późno.
Kto uważa, że niezdrowe jedzenie jest zdrowe i moje dziecko powinno je dostawać?
- Osoby, które zajadają emocje
- Osoby, które z założenia negują mój styl wychowania córki
- Osoby, które cierpią na choroby związane ze złym odżywianiem, brakiem ruchu fizycznego itp. Poważnie. Jeszcze mi się nie zdarzyło, by czepił się ktoś kto prowadzi zdrowy styl życia. Być może to ich dziwny sposób na usprawiedliwienie siebie i swoich złych nawyków żywieniowych.
- Osoby, które nie znajdują innego sposobu na przypodobanie się dziecku jak przekupywanie je słodyczami i fast foodami.
Prawda jest taka, że jak ktoś się uprze, to na wszystko znajdzie kontrargument. Nie ważne, że na opakowaniu jest wymieniony alkohol etylowy, a w składzie cukier, który po mące pszennej, jest na drugim miejscu. Nieważne.
A co jest najdziwniejsze?
Najdziwniejsze jest to, że niewiele osób na świecie może wykręcić się niewiedzą na temat szkodliwości niektórych produktów spożywczych lub ich przeznaczenia dla małych dzieci. Trzeba być naprawdę odizolowanym od wszelkich mediów, od siebie i lekarzy, aby nie natrafić na jakąś informację. Dziwne jest to, jak słucham na temat schorzeń i chorób wynikających z niezdrowego odżywiania i jednocześnie muszę tłumaczyć się dlaczego moja Ami nie pije coli.
Co jeszcze? Zwykle, mówię wprost, że Ami czegoś nie je. Inna sprawa jest taka, że odkryłam u niej pewne nietolerancje pokarmowe, których musimy dla jej zdrowia przestrzegać. Toż to fanaberia!
Zwolenników śmieciowego jedzenia nie przekonują wyniki badań, które są świetne. Nie przekonuje opinia lekarza o prawidłowej wadze dziecka, wzorowym rozwoju. Autentycznie zadziwiają mnie usilne próby karmienia niezdrowym jedzeniem mojego dziecka i próby wymuszenia na mnie postawy niezgodnej ani z moimi przekonaniami, ani z aktualnym stanem wiedzy ani nawet z dobrem dziecka.
Ile jeszcze?
Ile jeszcze musimy usłyszeć o zaburzeniach zachowania, cukrzycy. Ile dzieci choruje na otyłość, raka. Ile dzieci choruje na depresję. To się nie bierze znikąd. Ilu dorosłych choruje bo w dzieciństwie byli karmieni wyłącznie fast foodami i słodyczami. Ile jeszcze? Na dzień dzisiejszy otyłość u dzieci jest epidemią. Nie wspominając o próchnicy, skłonności do uzależnień i braku samoakceptacji. Zobacz koniecznie, co na temat polskie dzieci jedzą śmieci mają do powiedzenia większe ode mnie autorytety.
Żeby było jasne
Uważam, że wszystko jest dla ludzi. Uważam, że najważniejszy jest umiar i w dobrych i w niezdrowych rzeczach. Uważam też, że słodycze są zajebiste. Tak jak fajnie jest raz na jakiś czas zjeść porcję frytek zapitą oranżadą. Ale mówimy tu o małych dzieciach. Ami nie miała pół roku a ja musiałam się tłumaczyć dlaczego nie dam jej batona. A inna sprawa jest taka, że słodycze nie są sobie równe. Co innego zjeść dobrą czekoladę a co innego maksymalnie przetworzone batoniki, ciastka i czipsy. Codziennie i bez kontroli. Zdarza się, że Ami zje dupki z pizzy, frytki albo parówkę. Ale to ja o tym decyduję i ja to wybieram. Uwielbiamy obie lody, czekoladę i domowe ciasta. Ale nie lubimy chemii, świecących w ciemności produktów i posiłków, które rozkładają się dłużej niż foliówka.
Co mnie irytuje?
Presja. Presja i wszechobecne ciągłe próby robienia mi na przekór. Ja nie dam Ami coli? To zrobi to ktoś życzliwy. A co będzie dziecku odmawiał. Niech ma. Te ciągłe próby udowodnienia mi, że robię krzywdę dziecku bo ograniczam słodycze. To mnie męczy bo to walka z wiatrakami. Nieświadomymi i egoistycznymi wiatrakami. Ale jak długo będę miała siły tak długo zapewnię jej to co najlepsze. Wiem, że każda zdrowa decyzja teraz to zdrowe lata w jej dorosłym życiu.
Po co w ogóle się starać?
Przecież kiedy jest zimno ubierasz dziecko w rajstopki, kurtkę i czapkę. Kiedy jest ładna pogoda biegniesz z nim na świeże powietrze. Szczepisz, posyłasz do szkoły. Uczysz nie wbiegać na ulicę na czerwonym i nie otwierać nieznajomym. Zabezpieczasz wszystkie kontakty w domu a w sklepie wybierasz najbezpieczniejszy fotelik samochodowy. Robisz to wszystko w dobrej wierze, dla dobra dziecka.
Tylko po co?
Liczy się umiar. Ty decydujesz o sobie i swoim dziecku. Mnie nic do tego, zrobisz ostatecznie jak uważasz. Tylko nie mów mi, że ja robię źle. Nie wkładaj mojemu dziecku do buzi czegoś co mu szkodzi a co ty uważasz za normę choć w głębi serca wiesz, że to nie fair. A najgorsze jest to, że nie mnie robisz na złość. Przecież to nie mnie trujesz.