byłam z Ami u pediatry, fajnie było
Siedziałyśmy w poczekalni jakieś 1,5 godziny, mimo, że byłyśmy umówione na konkretną godzinę. Ale zakładam, że nikogo to nie dziwi. Dziwne raczej byłoby oczekiwanie, że zostaniemy przyjęte punktualnie. Dlatego właśnie miałam z sobą butelkę wody, banana i kawałek suchej bułki, kilka bajek i duuużo chusteczek do mycia rąk.
Ami z niecierpliwością czekała na wizytę bo stetoskop jest naprawdę świetny i nie znam dorosłego, który mając taką możliwość, nie sprawdziłby jak działa. Poza tym, Ami zna piosenkę o małpkach, które spady z łóżka i konieczna była wizyta lekarza. Zgadnijcie, za jakie zwierzę robił przedwczoraj nasz pediatra?
Kiedy miałam pewność, że nie zostaniemy wezwane, udawałyśmy się na króciutkie spacery, Ami poznała koleżankę Olę i obejrzała wszystkie plakaty na ścianach. Weszłyśmy do środka, wizytę odbyła w wielkim skupieniu i z zainteresowaniem, choć do najprzyjemniejszych ona nie należała. Widziałam, że czuje dystans, ale podeszła do badania jak do zadania, które trzeba wykonać bo być zdrową. Upomniała się o naklejkę, którą oczywiście dostała. Wyszłyśmy i Ami zamarzyła o kolejnym bananie więc udałyśmy się na zakupy. I tyle.
czy Ami zdarza się płakać i bać?
Owszem, Ami jest człowiekiem, do tego dzieckiem. Kiedy się boi mówi, że się boi. Kiedy zastrzyk jest bolesny to płacze. To absolutnie nic złego. Nie boję się strachu swojego dziecka czy zdegustowanych spojrzeń współkolejkowiczów. Jedyna rzecz na jakiej mi zależy to zdrowe podejście do zdrowia.
jakie mam założenia?
- że choroba nie jest karą i zdarza się każdemu
- czasem trzeba robić pewne rzeczy aby nie zachorować czyli tzw. profilaktyka
- badanie może być nieprzyjemne a zastrzyk może bolec ale im spokojniej będzie siedzieć tym szybciej minie
- o ciele rozmawiamy otwarcie
- odpowiednio do wieku rozumie jak wyglądają procesy zachodzące w organizmie (że jedzenie-trawienie-kupa)
- możliwość leczenia to tak naprawdę przywilej a lekarze są po to by pomóc (realiów polskiej służby zdrowia póki co jej oszczędzę)
W poczekalni były też inne dzieci i inni rodzice. Każdy mówił co innego, inaczej tłumaczył ale zapewne każdy chciał aby wizyta jak najszybciej dobiegła końca a jego dziecko było zdrowe. No dobra, a co mną wstrząsa tak, że mam ochotę przytulić jakiegoś obcego malucha i powiedzieć mu, że jestem przy nim? Teksty, które usłyszałam w poczekalni a które były skierowane do małych i przerażonych pacjentów:
to wstyd tak płakać
Żaden wstyd. Nigdy. Dziecko okazuje uczucia, strach. Oczekuje pocieszenia, wsparcia. I wiecie co? Wolałabym płakać razem z dzieckiem na znak solidarności niż uciec się do takiego argumentu. To nie słabość, to najzdrowsza i najnormalniejsza forma okazywania uczuć. A bywają one różne tak jak różnych sytuacji doświadczamy w życiu.
uspokój się bo pani zrobi ci zastrzyk
No padłam jak długa po prostu. Czyli, że zastrzyki, lekarstwa i lekarze nie są po to aby nam pomóc, tylko zaszkodzić. I żeby sprawić nam ból i krzywdę. Za karę. I oczywiście osoba, którą dziecko kocha i jej ufa prowadzi osobiście skazańca na wykonanie wyroku choć się uspokoiło i spełniło prośbę opiekuna. To po prostu przykre.
nie bój się, to nie boli
Po pierwsze niefajnie kłamać, a po drugie, jeszcze gorzej na kłamstwie zostać przyłapanym. A po trzecie, okropnie dowiedzieć się, że ktoś komu ufamy najbardziej na świecie nas wrabia. Po prostu. Strach jest normalny. Jeśli dziecko nie bałoby się bólu, pomyślałam, że zostanie masochistą. Tego dopiero bym się bała.
niezdrowe podejście do zdrowia
I sytuacja się zapętla bo nie wiem kto może się uspokoić po takich „pocieszeniach”. Chyba tylko jeszcze większy strach przekonałby mnie by się zamknąć… w sobie. Nie jest tak, że kiedy Ami dostaje zastrzyk to nie płacze albo się nie broni. To normalne, a ja jestem wtedy jej osobistą chusteczką.
W tej całej sytuacji prócz tego maluszka, żal mi też jego mamy. Bo jestem przekonana, że w dużej mierze jej zachowanie było podyktowane obecnością innych. Ludzi, którzy aktywnie zwracali uwagę na jej dziecko. A sapaniem i stękaniem raczej nie wysyłali w kosmos pozytywnych wibracji. Ich przekaz był jasny.
To nawet nie kwestia porównywania czy oceniania. Unikam tego. Choć, jakbym się nie starała, nie jestem od tego wolna. Nie w tym rzecz. Rzecz w tym, co możemy zrobić by uprzyjemnić świat naszym dzieciom. By to, co konieczne nie musiało być złe. Żeby im po prostu tego świata nie spieprzyć.
najlepszy tekst?
Ami ma 2,5 roku, własnie ogarniamy dość poważne schorzenie, które ją męczy a które wiąże się z różnymi badaniami w tym pobieranie krwi, usg a dalej już gorzej…
Ostatnie usg brzucha, Ami kładzie się na kozetce, podciąga bluzkę a pani doktor zaczyna jej opowiadać, że zaraz sprawdzi czy w brzuchu u córki jest żaba, czy skacze.
Ami popatrzyła się najbardziej zdziwionym, zdezorientowanym wzrokiem na panią a później na mnie. Wielkie oczy się zaszkliły i moje dziecko wypaliło:
-Mamo, ja nie mam żaby. Ja mam dziołondek.
A już za jakiś czas napiszę co konkretnie (prócz szczerych rozmów i empatii) przyczyniło się do tego, że moje dziecko uczy lekarzy 😉