Mam w głowie milion myśli, chciałabym zarzucić Cię nimi i chyba w takich chwilach najczęściej łapię się na tym, że używam skrótów myślowych i ostatecznie nie przekazuję tego, co przekazać bym chciała. Ale. Spróbuję je uporządkować.
Zacznę od tego, że do napisania tego tekstu skłoniły mnie zarówno niektóre z komentarzy w mediach społecznościowych i komentarze na blogu oraz wiadomości prywatne jakie do mnie wysyłacie. Mowa o kobietach. Kobiety piszą, skarżąc się na inne kobiety, najczęściej matki, teściowe, pseudo-przyjaciółki czy obce baby w kolejce czy tramwaju. I nie, nie skarżycie się na facetów, choć i Ci potrafią odwalić dziwaczne rzeczy. Skarżycie się jedynie na inne kobiety. Smutne to.
Wszystko zaczęło się od tego, że jakaś dziewczyna zadała publiczne pytanie, czy w Polsce jest opcja aby była w pokoju po porodzie sama, jedynie z dzieckiem. Zalała ją, a jakże!, fala hejtu. I to dotyczy niemalże każdego tematu jaki związany jest z macierzyństwem: że któraś boi się porodu, że jakby mogła to wolałaby cc, że marzy o znieczuleniu, że nie wie jak sobie poradzi, że chciałaby urodzić synka, że narzeka na lekarza, pękła, nie karmi piersią, daje ze słoiczka, bla bla bla. I komentarze:
- skup się lepiej na dziecku i ciesz się, że zdrowe
- każda z nas przez to przeszła, nie cackaj się ze sobą
- w dupie się poprzewracało, jeszcze kilka lat temu rodziłabyś w oborze
- haha, dobre! skoro sobie z tym nie poradzisz jak możesz być matką?
- ja tak miałam i moje dzieci tak miały i wszyscy żyją i mają się dobrze
Serio? No, kurwa, serio.
A wiesz co? Ja się bałam ciąży, bałam porodu, bólu i złej atmosfery w szpitalu. Chciałam być sama w pokoju z dzieckiem, chciałam wszystko wiedzieć i świadomie o wszystkim decydować. Miałam marzenie co do płci dziecka i oprócz zdrowia martwiło mnie też kilka innych, totalnie infantylnych spraw. Dlaczego? Bo mogło! Bo każda z nas tak może. Bo jesteśmy ludźmi. Po prostu. Ludzie tak mają, że myślą, że czują, podważają i rozmyślają. Bo powinni. Wszyscy. Matki też.
I zaraz znajdą się te, które napiszą, że one pękły od szyi po kark i nie miały żadnego znieczulenia i żyją, więc jak ktokolwiek inny może się bać i marudzić. Te, które napiszą, że mają szóstkę dzieci rok po roku i mój brak czasu na kawę to jedynie kwestia złej organizacji bo one i porządek w domu mają i z obiadem na męża czekają. W sukienkach i makijażu, a jak. Te, które napiszą, że tylko dziecko jest najważniejsze, że wszystkie kobiety rodzą więc i ja mam dać radę bo inaczej jaką matką będę? No do dupy.
Przykładów jest milion. Ale. Czy te argumenty mają jakikolwiek sens, rację bytu? Bo skoro tak wielu ludzi choruje na raka to ja mam nie martwić się i nie rozmyślać czekając na wyniki biopsji? Czy skoro wszyscy ludzie umierają i już tak wielu przez to przeszło, to czy nie mam prawa śmierci się bać? Czy skoro poród boli to nie mogę powiedzieć, że boli? Albo poprosić o znieczulenie? No mogę. Wszystko mogę. I to wszystko nie czyni mnie ani złym człowiekiem, ani wyrodną matką, ani słabą kobietą. To czyni mnie człowiekiem.
Więc kobieto. Jeśli się boisz to powiedz mi, że się boisz. Jeśli coś Cię martwi to się tym martw tak długo aż znajdziesz rozwiązanie. Jeśli czegoś chcesz to o to walcz. O siebie. Bo tylko te, które pamiętają o sobie, mogą pamiętać o drugim człowieku. Żaden człowiek nie będzie dobry ani dla siebie, ani dla innych, jeśli w życiowych wyborach kieruje się tylko tym co inni, albo narzuca innym to co on sam.
I tak, jeśli przeczytałaś to co powyżej i się ze mną zgadzasz, to zostań. Posiedzimy sobie razem choć osobno, w dresie. Na obiad zamówimy pizzę (z brokułami, dla zdrowia;)), ponarzekamy, pomarudzimy, pośmiejemy się. Razem dla siebie, swoich dzieci.