Okrągła data, święto, rocznica. To zawsze czas podsumować, przemyśleń, chociażby tylko sentymentalnych odniesień. Nie inaczej jest teraz. Zbliżają się drugie urodziny Ami. Wspominam, zupełnie się o to nie starając, jak to było dokładnie dwa lata temu, na końcówce już ciąży. Jak to było, kiedy jej nie było…
Nie w tym rzecz aby się użalać, że jest inaczej, że czegoś brak a coś doszło. To jedynie sentymentalna, niezobowiązująca podróż do odległych już chwil. Fajnych chwil, trudnych chwil, zupełnej już prehistorii.
Największy mit macierzyństwa?
Coś mi się zdaje, że jest ich wiele, oj wiele… Jednak dziś napiszę tylko o jednym z nich.
Faktycznie, może ci przejść przez myśl, że wychowując dziecko i zajmując się domem, co dzień robisz to samo. No bo pobudka, toaleta twoja i dziecka, śniadanie pierwsze, drugie i piąte. Jakieś zakupy, drzemka i obiad. Albo dwa. Bajki, zabawa, sprzątanie i sprzątanie. Podwieczorek, kolacja. Kąpiel, spanie i sprzątanie. W międzyczasie spacer, kawa i jedyny milion innych rzeczy. A kiedy dziecko już śpi albo zapieprzasz dalej albo olewasz i kładziesz się przed tv. Tak to wygląda. Ale czy na pewno? Ohh, na pierwszy rzut oka może i tak. W rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Kiedy zostałam mamą, stwierdziłam, że monotonia, nuda i rutyna to jedno z najczęstszych stereotypów macierzyństwa.
Monotonia, nuda i rutyna
Akapit wyżej rozpisałam, jak to mniej więcej wygląda, kiedy siedzisz z dzieckiem w domu. Tak naprawdę mogłabym dopisać jeszcze parędziesiąt codziennych czynności, które każda z nas ma do wykonania, ale nie popadajmy w przesadę. Zgodzicie się ze mną raczej, że mało wiele wiemy co do nas, jako matek i gospodyń należy. W każdym razie założę się, że każdej z nas wiele razy przez myśl przeszło właśnie, że to co robi aktualnie takie właśnie jest. Powtarzalne do poziomu mdłości.
Moje przygotowania
Całą ciążę przygotowywałam się do tej rutyny i nudy, którą straszyli wszyscy wokół, od której nie ma ucieczki, chociażby przez brak możliwości i czasu.
Kiedy Ami była maleńka i jeszcze jakiś czas później, byłam naprawdę uwiązana. Karmienie piersią, ciągła i ciągła opieka nad dzieckiem. Kocham to, kocham ten czas, ale umiar jest zdrowy w absolutnie każdej dziedzinie życia. A nie oszukujmy się, opieka nad dzieckiem to główne zadanie młodej mamy, ale nie jedyne. Jedno z wielu.
Kiedy dopadło mnie wicie gniazda, nie zważając na dodatkowe 30 kilogramów, biegałam jak oszalała. Zakupy, notatki i planowanie. Wyprałam chyba wszystko co można było upchnąć do pralki. Ale nic nie mogło mnie powstrzymać. Kupiłam żelazko parowe aby odświeżyć materace, dywany prałam na kolanach. Prasowałam dzień i noc. Czułam wewnętrzną potrzebę ładu i czystości w każdym zakamarku domu. A że porządek lubię, cieszyłam się, że hormony wygrywają z lenistwem i nadwagą.
Do tego doszło robienie zapasów. Wszystko dla mnie, dla DżoDżo. Od kosmetyków po zapasowe sznurowadła. Wszystko do domu, czego w najbliższym półroczu mogłoby mi zabraknąć, łącznie z odżywkami do kwiatów i uszczelką do prysznica. No i wszystko, i wiele więcej, dla Ami.
I jeszcze trochę przygotowań
Oprócz czyszczenia wszystkiego wokół, zaczęłam również przygotowywać posiłki na okres, kiedy Ami będzie próbowała czegoś innego niż mleko. Wydawało mi się to świetnym pomysłem bo zawsze stawiałam na naturalne i najlepsze jakościowo składniki. A robiąc to z miłością, moje dziecko będzie miało najlepsze posiłki po słońcem. No to gotowałam papki z dyni, ziemniaczki z marchewką i wiele innych. To, że chyba żaden z wysterylizowanych i ochuchanych słoiczków mi nie wyszedł to już inna sprawa…
Tak więc w domu miałam absolutnie wszystko, co było niezbędne aby przeżyć bez wychodzenia z domu. I to był błąd. Oj, wielki błąd. Bo kiedy tylko Ami skończyła tydzień ja zaczęłam kombinować i wymyślać. Co dzień wymyślałam sobie jakąś potrzebę, jakiś cel żeby tylko wyjść z domu, żeby tylko zrobić coś innego, coś poza domem. Spacery same w sobie są takim powodem do wyjścia, ale nasze miejsce zamieszkania nie było dla mnie atrakcyjne chociażby dlatego, że nie mieszkamy tu zbyt długo. Więc nawet spacer musiał mieć cel, to znaczy, że dziś idziemy po waciki, jutro nakarmić kaczki, a pojutrze znowu po waciki. I tak przez pół roku.
Nie ma potrzeby się martwić
Kiedy dopadały mnie negatywne myśli, dołek emocjonalny zawsze sobie przypominam, że z małym dzieckiem tak bardzo jest nieprzewidywalnie i zmiennie, że w ogóle nie mam się co martwić o to co jest teraz. Dziś nie chce spać, nie lubi marchewki i bolą ją dziąsła? Jutro nawet nie będziemy o tym pamiętać. I to nic, że nabawi się odparzenia, pod kolanem wyjdzie jakaś alergiczna plamka i wyrzyga chleb z masłem. Życie z dzieckiem jest nie do zaplanowania, nie do przewidzenia. Bywa też nie do ogarnięcia. To nie jest kwestia chaosu, bo planowanie i sztuka organizacji jest mocną stroną matek właśnie.
Dlaczego to mit
Ok, zgodzę się, że tak fizycznie robimy zazwyczaj codziennie to samo, albo dni upływają nam na bardzo podobnych czynnościach. Ale absolutnie wychowywanie dziecka nie ma nic wspólnego z monotonią. Napiszę wam, dlaczego tak uważam.
Żaden aspekt mojego życia nie był tak aktywny i wielowątkowy jak bycie mamą i opieka nad dzieckiem. Żadna inna funkcja i rola w życiu nie była tak pochłaniająca, pełna zawirowań, zmienna jak rola mamy.
Żaden inny okres w moim życiu nie miał większego tempa
Moje dziecko nigdy się nie będzie tak szybko zmieniało jak teraz. (Za rok napiszę, że teraz dopiero zmiany nabierają tempa.)
Rozwija się, rozwija, rośnie i rośnie.
Ciągle coś nowego. Itd., itd…
Nikt nie rozwija się szybciej niż dziecko. Nikt szybciej się nie uczy i nie zdobywa nowych umiejętności.
Nic nie zmienia się bardziej i szybciej niż najzwyklejsza codzienność z dzieckiem.
I wiecie co?
Nigdy wcześniej nie marzyłam o tym by się ponudzić, by choć na chwilę postęp wszystkiego co ode mnie niezależne na chwilę spowolnił, zatrzymał się.
Za niczym w życiu nie będę tak tęsknić jak za wszystkimi pierwszymi razami mojego maleństwa. Nic w życiu nie będzie tak sentymentalne, bliskie sercu a jednocześnie tak już odległe, jak czas z moim dzieckiem. Nie ma nic wspanialszego dla mamy jak patrzenie na każdy nowy krok, każdą zmianę, nowy ząb, słowo, nowe wszystko. I wszystko to wspaniałe, bo nasze. Naszego dziecka.