Dziś czysto teoretycznie. Rozważam…
Szukam cienkiej granicy pomiędzy dawaniem dziecku wyboru i wolnej ręki a przymykaniem oczu na niewypełnianie powierzonych obowiązków i niedotrzymanych słów. Ile z zachowań dzieci możemy usprawiedliwić własnym postępowaniem, ile zmianą czasów a ile w naszych dzieciach jest po prostu pewnego rodzaju bezwzględnego zarządzania rodzicem.
rozpieszczanie czy rozpuszczanie
Jak dla mnie teoria jest prosta. Rozpieszczanie to długie rozmowy, spacery, uwaga rodzica skupiona na dziecku a nie ekranie telefonu, tulasy i wspólne rodzinne posiłki. Rozpuszczanie? To lody zamiast obiadu bo przecież lepiej by zjadło cokolwiek, przymykanie oczu na kolejne kłamstwo czy tłumaczenie przed sobą samą, że dziecko nie widzi różnicy pomiędzy przeżywaniem złości a krzywdzeniem złością bliskich. Rozpuszczanie psuje. Rozpieszczanie buduje relacje trwalszą niż czas i głębszą niż ocean.
indywidualność czy chamstwo
Mało kręcą mnie, jak to nazywam, wychowawcze stereotypy. Co to znaczy? Nie dzielę sposobu wychowania na płeć dziecka, nie strofuję dziecka pod presją otoczenia (bo daleka ciotka nie życzy sobie żeby dziecko zabierało głos kiedy dorośli rozmawiają) i szanuję dziecko jako człowieka niezależnie od jego wieku, etapu rozwoju czy stanu emocjonalnego. Szanuję jego prawo do wszystkich emocji i przeżywania ich. Nie tępię natury w człowieku, nie zabijam dziecka w dziecku.
A druga strona? Ta gdzie można się zapędzić w gonitwie po indywidualność naszego dziecka. To w mojej opinii moment kiedy zachowanie dziecka nie przejawia szacunku do rodzica, otoczenia, siebie samego. Każde zachowanie które kogoś krzywdzi czy sprawia ból i przykrość to o krok za daleko w stronę najzwyklejszego chamstwa. A to, wbrew pozorom, nie jest objaw walki dziecka o własne ja. To egoizm.
tolerancja czy uległość
Do którego momentu, jako rodzic, należy i można tolerować zachowania dziecka, jego ekspresję indywidualizmu czy sposób na wyrażanie siebie i swoich uczuć? Kiedy nasza tolerancja i otwartość przeradza się w milczącą akceptację woli dziecka bo zależy nam na świętym spokoju? Rodzic nie może traktować dziecka jako powiernika intymnych tajemnic, pomoc w rozwiązaniu finansowych kłopotów czy obarczać go stricte dorosłymi przemyśleniami. Ale. Nie może być też tak, że rodzic kompletnie nie uświadamia dziecku własnych uczuć, nie mówi o swoim samopoczuciu. Szczególnie, że jest ono konsekwencją zachowania dziecka.
sygnały, że nie idziemy w dobrą stronę
- jeśli robię coś wbrew sobie aby dogodzić dziecku
- jeśli robię coś żeby nie zezłościć dziecka
- jeśli rezygnuję z własnych (absolutnie podstawowych) potrzeb na rzecz zachcianek
- jeśli przeszło mi przez myśl, że boję się reakcji dziecka
- jeśli myślę o sobie jak o mniej ważnym elemencie rodzinnej układanki
- jeśli godzę się na to, że jest mi przykro
cienka granica
Nie ma jednej odpowiedzi, konkretnego rozwiązania czy oczywistych i pasujących do każdego rozwiązań. Ale. Jest różnica pomiędzy koleżeństwem a przyjaźnią, pomiędzy przepychankami o pozycję a partnerstwem, pomiędzy wyręczaniem a współpracą. I tyle.
Może Cię również zainteresować:
- Macierzyństwo z pasją – 3 złote zasady, które gwarantują sukces i szczęście
- Mówisz i masz, czyli jak nasze słowa kształtują dziecko
- Czy istnieje mądra kara?
- Stawianie granic dziecku – czy to w porządku?